niedziela, 27 listopada 2016

Druga płyta Organka jest...

Listopad. Deszcz, śnieg, wiatr, deszcz, wiatr, zimno, deszcz, zimno, zimno, zimno. Wieje chujem ogólnie, żyć się nie chce, tylko położyć się w łóżku i czekać na śmierć. Albo na nowe płyty. Wybrałem to drugie i chyba tylko dlatego jestem jeszcze na tym świecie i mogę przedstawić Wam kolejną dawkę muzyki.
Najchujowszy miesiąc roku przyniósł trzy ciekawe, POLSKIE wydania płytowe. Na jedno czekałem od miesięcy z zapartym tchem, nie wiedziałem czego się spodziewać, bałem się zawieść, na drugie czekałem spokojniejszy, a o trzecim dowiedziałem się niechcący. Dwóch artystów znam doskonale i są w moim top of the tops, trzeci zespół też bardzo lubię, mocniej po zobaczeniu ich na żywo.
Dzisiaj przedstawię pierwszą propozycję, wydaną 4 listopada, drugą w dorobku zespołu Organek płytę pt. "Czarna Madonna". Tak jak wspominałem czekałem na nią od momentu, kiedy pierwszą płytę znałem już na pamięć i miałem niedosyt. W końcu pojawił się singiel "Mississippi w ogniu" i dał mi do myślenia, bo po pierwszych przesłuchaniach nie porwał mnie, brakowało mi w nim czegoś i nie chciałem, żeby cała płyta taka była. Pozostało czekać, kolejnych singli nie było, aż w końcu dopadłem płytę.
Pierwszy post o Organku można znaleźć TUTAJ.


Już pierwsze dźwięki intro dały mi nadzieję, że będzie dobrze i aż do czwartego utworu słuchało się bardzo miło. Aż do "Get it right", która od pierwszego przesłuchania została moją ulubioną, potrzebowałem takich gitar, takiej perkusji i już nie mogę się doczekać, kiedy usłyszę ją na żywo, będzie czad!
Wracając jeszcze do obaw, bałem się, że płyta będzie inna od poprzedniej, że nie będzie można było poznać, że to Organek. Ja wiem, że zespoły cały czas się rozwijają, że nudno byłoby grać w kółko tak samo, ale czasem można zupełnie zmienić charakter jak w przypadku Czerwonego albumu Comy, który w porównaniu do starszych bliżej miał do Happysadu. Ale na szczęście bez zawahania można powiedzieć, że Czarna Madonna, to 100% Organka. Jest trochę nowych, fajnych rzeczy, ale są też nawiązania do poprzedniej płyty, chociażby piosenka "Ki czort" jest jakby kontynuacją piosenki "Nazywam się Organek" z pierwszego wydania. I bardzo dobrze.
Nie będę omawiał każdej piosenki po kolei, powiem tylko, że na płycie można znaleźć i mocne gitarowe uderzenia i ckliwe ballady, ale z dobrymi tekstami i w ciekawych aranżacjach, dzięki czemu podobają się takiemu nieczułemu chujowi jak ja. Moim zdaniem płyta dla każdego, kto ma w sobie choć odrobinę rocka.



Dla poparcia swojej tezy wyżej cała płyta do odsłuchania, polecam się zapoznać, dajcie znać co i jak!
Część piosenek na płycie śpiewana jest po polsku, część po angielsku, fajnie gdyby Organek trafił do szerszej publiczności poza granicami kraju, bo moim zdaniem jest to naprawdę kawał dobrej muzyki.
Mam nadzieję, że macie właśnie Organka w głośnikach, ja mam i zostanie ze mną jeszcze na chwilę. Miłego słuchania i do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz