niedziela, 31 lipca 2016

Gram w Pokemon Go!

Tak, ja też gram w Pokemon Go. Chociaż w moim przypadku ciężko to nazwać grą, bo jednak większość czasu przeznaczonego na granie marnuję na ładowanie aplikacji, resetowanie aplikacji, szukanie sygnału GPS, czekanie aż wszystko mi się pokaże i zacznie działać jak powinno. No ogólnie mój telefon i gra zbytnio się nie lubią, ale jak na prawdziwego trenera Pokemon przystało jestem dzielny, twardy i uparty. Gram od tygodnia, mistrzem nie jestem, nie mam złapanych super okazów, level mam marny, i z tego co widzę na youtube, niektórzy wbijają taki w dwa dni. No ale nie mają problemów z telefonem. Aha, no i bateria pozwala mi na niecałą godzinę zabawy (tutaj z pomocą przyszła współlokatorka i pożyczyła mi powerbank, kiedyś oddam!).



Gram w Pokemon Go i wystawiam się na publiczne ośmieszenie. Powiem szczerze, że dopóki nie ściągnąłem aplikacji sam dziwnie patrzyłem na ludzi biegających z telefonami w ręku czy skupiska graczy pod Pokestopami z zapuszczonymi lurami (już mówię slangiem). Ale gra wciąga i teraz sam wyglądam jak ćwierćmózg z kablem wystającym z kieszeni i telefonem na jego drugim końcu. Gamer ze mnie żodyn, więc o detalach nie powiem nic. Powiem dlaczego dałem się wciągnąć.
Powód jest prosty - powrót do dzieciństwa. Nie pamiętam ile miałem lat kiedy w Polsce wybuchła pokemania, ale na pewno były to czasy mojej podstawówki. Najpierw anime w TV, a później Pokemony wyskakiwały dosłownie zewsząd. Zbieranie żetonów z chipsów, miałem ich setki, a pewnie przez całe późniejsze życie nie zjadłem większej ilości chipsów niż wtedy, naklejki z rogalików, którymi CODZIENNIE tuczyła mnie babcia (z tuczenia nie wyszło nic, naklejek miałem od groma), karty z gumami do żucia, pamiętam, że dość często jeździliśmy w tamtym okresie na Słowację (wcale nie przemycać taniego alkoholu) i tam mieli strasznie tanie karty z Pokemonami, których w Polsce nie było, później doszły figurki z pokeballami na gumce, które się zatrzaskiwały i łapały Pokemony. Szał był straszny, walki na żetony w szkole, wymiany, płacz po przegranej. Miło to wszystko wspominam, ba! nawet do tej pory pamiętam, którego Pokemona znalazłem w chipsach jako pierwszego! I nawet wczoraj wykluł mi się z jajka! Bo w aplikacji mamy taką możliwość. Spacerując po mieście, od czasu do czasu możemy znaleźć Pokestop, czyli zwykle jakieś charakterystyczne miejsce, które w aplikacji zaznaczone jest jakby niebieskim słupkiem, klikając w nie i kręcąc wypadają nam z niego jakieś przedmioty, zwykle pokeballe, potion do leczenia Pokemonów czy właśnie jajka. Te z kolei trzeba "wysiedzieć" poprzez nabijanie kilometrów. Warianty są trzy, 2km, 5km, 10km. Jajko takie umieszczamy w inkubatorze i kiedy chodzimy z odpaloną aplikacją, metry się nabijają, po osiągnięciu odpowiedniej odległości coś nam się wykluwa. Jest to świetna opcja żeby złapać trochę ruchu, według aplikacji przeszedłem już ponad 23km, chociaż w praktyce jest tego dużo więcej, GPS... wspominałem. Tak więc często urządzam sobie wieczorne spacery w poszukiwaniu animowanych stworków i za każdym razem cieszę się jak dziecko, kiedy na wyświetlaczu pojawi mi się coś nowego.
Wiele osób śmieje się z tej gry i z graczy, samemu mi się już kilka razy oberwało, no ale przynajmniej dużo osób wyszło z domów na świeże powietrze, wciąż z nosami w grze, ale na zewnątrz. Na polu! Jest to niewątpliwie największa zaleta tej gry, zmuszenie ludzi do jakiejkolwiek aktywności. Poza tym aplikacja ma dostęp do chyba wszystkich naszych danych, maila, itd, ale kto by się tym przejmował.
Tak więc gram w Pokemon Go i grać będę dopóki nie rozwalę telefonu o chodnik przy piątej próbie złapania tego samego stwora i piąty resecie aplikacji. Tak mi dopomóż bór!

wtorek, 12 lipca 2016

Nie bądź autobusowym debilem, proszę

Dzisiejszy dzień ogłaszam dniem popierdolenia ludzkiego, idiotyzmu, kretynizmu i braku mózgu w komunikacji miejskiej.
Jedziemy autobusem, max 15 osób, przekrój społeczny i przedział wiekowy szeroooki. Nagle kierowca wychodzi z kabiny i oznajmia: OD TERAZ AUTOBUS JEDZIE ZMIENIONĄ TRASĄ, NASTĘPNY PRZYSTANEK TO DOPIERO XYZ, RESZTĘ OMIJAMY. Później dodaje, że kto chce do centrum, może się w tramwaj przesiąść. Autobus krótki, ludzi miało, kto do centrum, to wysiadł, wszyscy przytaknęli, jedziemy. Korek fchuj, zjeżdżamy na objazd, korek bardziej fchuj, w międzyczasie głos z autobusu odczytuje kolejne przystanki, które powinniśmy mijać. Nagle któryś pasażer się reflektuje, że jedziemy inaczej, podbiega do kierowcy I JAK TO JEDZIEMY? A CZEMU TĘDY? ON DO CENTRUM NA WIZYTĘ! NIKT NIE POWIEDZIAŁ, INFORMACJĘ NA PRZYSTANKU WYWIESIĆ A NIE SAMOWOLKĘ! Kierowca swoje, że mówił, ktoś potwierdza. Jedziemy dalej, korek jeszcze bardziej fchuj, głos z autobusu oznajmia kolejny nieistniejący przystanek, równolegle do autobusu, za drzwiami wszystkiemi stoi TIR, o taaaaaki wielki, dodatkowoż jesteśmy w tunelu. Idealne miejsce, żeby jakaś pani pruła się na kierowcę, że ONA NA TYM PRZYSTANKU MUSI WYSIĄŚĆ, BO STĄD MA BLIŻEJ i dalej nie jedzie, otwórztedrzwinatentychmiast!!! Na nic tłumaczenia, że tu żadnego przystanku nie ma. Posapała, jedziemy. Po drodze budzi się trójka małolatów płci różnej, tak, każde z trzech miało różną płeć, albo jedno jeszcze nie zdecydowało się na konkretną. Okazuje się, że nie wiedzą gdzie są, że głos z autobusu nie zgadza im się z widokiem za oknem, I CO TO SIĘ DZIEJE, PANIE KIEROWCO POMUSZ. Do tego obok mnie siedzi dziewczę wzdychające, prychające, uderzające łokciem o szybę i zerkające co chwilę w telefon. Taka Karyna trochę. Po 45 minutach autobus wrócił na trasę, niestety braw nie było. Załatwiłem, co miałem załatwić, wracam. Korek, że ojaciepierdole! Przednimi drzwiami wsiada DAMA, przynajmniej z wyglądu, taka dystyngowana starsza pani. Podchodzi do faceta siedzącego za kierowcą z brzegu i pyta, czy ten ustąpi jej miejsca. Pan na to, że wpuści ją od szyby, bo zaraz wysiada. Ona tam nie wlezie, a jak wlezie to nie wylezie. Więc przegoniła dziewczynę siedzącą obok. Jedziemy, ledwo, ale jedziemy. Przednimi drzwiami wsiadają ludzie, a ta rura drze się na każdego, że ma iść do tyłu, bo ONA ZARAZ WYSIADA. Na szczęście jak mówiła, tak zrobiła.
W międzyczasie jakaś starsza pani zwróciła uwagę młodszej pani, takiej z wyglądu panience z okienka z banku po licencjacie z rachunkowości, żeby uważała na starszych jak pcha dupsko do autobusu, bo ją prawie przewróciła. Dziewczę nadaje oczywiście przez telefon, kolejne pół godziny, to sprawozdanie, jak ktoś śmiał zwrócić JEJ uwagę, starsi ludzie kultury wymagają, a sami przykładu nie dają, okraszone piękną wiązanką. Wysiadła. Podróż powrotna zajęła mi 1,5h Tu na szczęście zmiany trasy nie było, był korek fchuj. Mógłbym opowiedzieć jeszcze o ludziach wsiadających z plecakami na plecach, ale to zna chyba każdy. Sam jeżdżę z plecakiem, ale ZAWSZE przed wejściem do autobusu go ściągam, pan ze 120 wypchanymi litrami nie był tak domyślny i muskał każdego "delikatnie". Tak samo niedomyślny był pan, który rozwalił się na miejscu dla wózków i kiedy kobieta z dzieckiem chciała tam zaparkować ten nie raczył się ruszyć, nawet po zwróceniu uwagi. Stała kobiecina w drzwiach.
PRZYNAJMNIEJ NIKT NIE ŚMIERDZIAŁ!
Ja wiem, że temat pasażerów autobusów został już nieraz wyczerpany, ja juz tyle się wyjeździłem i tyle widziałem, że mało co mnie dziwi, ale dzisiaj swoją głupotą ludzie przechodzili sami siebie.