Jest ich pięcioro. Rozstawieni są wzdłuż chodnika, który przemierzam prawie codziennie. I stoją tam prawie codziennie. Uzbrojeni w listy, petycje i ulotki. I wkurwiają mnie już chyba drugi miesiąc. Aktywiści (?) z Amnesty International i Greenpeace. Teoretycznie niegroźni, chcą żeby jak największa ilość osób dowiedziała się o ich szczytnej działalności. W praktyce... Idziesz sobie do pracy, zmęczony jak zwykle, nie masz ochoty na żadne pogaduszki, a tu drogę zaskakuje ci uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynka (albo chłopiec), miło się z tobą wita i pyta czy kojarzysz wyżej wymienioną instytucję. Jeżeli masz jakiekolwiek doświadczenie z domokrążcami, ankieterami, "marketingowcami" wiesz, że nie wolno kontynuować rozmowy. Mnie zawsze udaje się uciec i jestem przy tym do porzygu miły, aż sam się sobą brzydzę. Żal mi tych zaczepionych nieasertywnych, którzy nie wiedzą, co ze sobą począć i wysłuchują o więźniach politycznych w Chinach czy niknącej populacji rysi. Jeżeli już dasz się zagadać, szybko się przekonasz, że zależy im tylko na twoim portfelu, co się dziwić, jakoś muszą się finansować i skądś mieć na kutry do walki z wielorybnikami. Ja sam ich jakby nie było wpieram, mają mojego maila, przysyłają mi różne petycje, które podpisuję, niestety nie mam ochoty żeby co miesiąc znikała mi z konta pewna suma. No ale nie to jest wkurwiające. Tak jak pisałem na wstępie, oni stoją tam codziennie i codziennie jestem zaczepiany przez jedną, dwie a czasem nawet pięć osób z rzędu, kiedy ruch na ulicy jest nikły. Nieważne, że idziesz z kimś i rzewnie dyskutujesz, że jesteś wpatrzony w telefon czy przez niego rozmawiasz, zawsze ktoś przed ciebie wskoczy, dosłownie! Doszło do tego, że chodzę drugą stroną ulicy, co przy obecnej aurze jest mało komfortowe ze względu na stuprocentowe nasłonecznienie tejże. Niechże oni zapamiętają moją twarz i dadzą mi spokój!
A propos pogody, jest pięknie (chociaż dzisiaj się zachmurzyło), uwielbiam kiedy grzeje, kiedy z nieba leje się żar, mogę siedzieć na słońcu i kumulować ciepło na zimę, bo zimy nienawidzę. Jest lato więc ma grzać. A co wymyśliła sobie moja osoba wraz z pierwszymi dniami kanikuły? Anginę. Straszną taką, nie pamiętam żeby mnie kiedyś tak poskładało. W sumie trzydniówka, ale wymęczyła mnie strasznie. Nie byłem w stanie przełykać więc w efekcie nie jadłem 2 dni, przyjmowanie płynów bardzo bolało, wszystko przez lewego migdałka wielkości piłki do tenisa. Stać i siedzieć też raczej nie mogłem.
Czas choroby spędziłem śpiąc, budząc się od czasu do czasu na przyjęcie płynów i lekarstw, po czym dosłownie padałem nieprzytomny. Choróbsko minęło, ostatnie dwa dni to błogi stan bez bólu gardła, można jeść jak człowiek. Ale żeby nie było kolorowo wczoraj wieczorem zaczął mnie boleć prawy migdał, troszkę mniej niż lewy wcześniej, ale wciąż. Kurwa! Do tego ćpię nielegalnie antybiotyki, bo nie umiem pójść do lekarza. A w ogóle to powinienem pozwać laryngologa, który kiedyś wymyślił, że zrobi mi dobrze. Bo problemy z gardłem to ja mam od zawsze. I przynajmniej raz w miesiącu mnie boli, ale nie aż tak i nawet tego nie zauważam, nauczyłem się z tym żyć. Ale swego czasu, będąc gdzieś na granicy podstawówki i gimnazjum (+/- rok) i kolejny raz z rzędu przechodząc anginę, laryngolog stwierdził, że pozbędziemy się trzeciego migdałka (w sumie praktyczne) i przytniemy, PRZYTNIEMY! dwa pozostałe. A więc przyciął. Ból, którego doświadczyłem po wybudzeniu się z narkozy był najstraszniejszym jaki mi się przydarzył kiedykolwiek, dwie wielkie otwarte rany, które goiły się z dwa tygodnie. No i nie pomogło.
Dziękuję, że mogłem się wyżalić, troszkę mi lżej. Podczas pisania migdał urósł bardziej i zaczął przytykać mi ucho, bosko.
A teraz coś przyjemniejszego. Chciałbym polecić film. Rzadko zdarza mi się coś oglądać, jeszcze rzadziej film amerykański. Udało mi się ostatnio obejrzeć
Whiplash i jestem pod wielkim wrażeniem, pomimo tego, że amerykański, to podobał mi się bardzo. Miał w sobie coś, co bardzo mnie zaskoczyło.
Zwykle udaje mi się w mniejszym lub większym stopniu przewidzieć bieg fabuły, tak było kilka razy i w tym filmie, ale... potem następował nieoczekiwany zwrot, szczególnie pod koniec filmu. Fabuły nie będę streszczał, są filmłeby, ja jestem widzem wybrednym, a na filmwebie właśnie dałem ocenę 9/10.