środa, 14 października 2015

Zjadłem drożdżówkę i żyję.

Telewizji nie oglądam, gazet nie czytam, informacje z internetów trafiają do mnie w śladowych ilościach, zwykle orientuję się tylko, że coś się stało, ale o co chodzi nie mam pojęcia. Tak więc nie znam się, to się wypowiem. Czyli trochę jak w telewizji.
Ze zdziwieniem czytałem doniesienia o wycofaniu a wręcz zakazaniu sprzedaży w szkołach drożdżówek. I innych niezdrowych produktów spożywczych. Spoko, zupki chińskie - chemia, jestem za, dziwne żelki, chipsy i prażynki walące starym olejem, ok, batony, czekolady, hmm, czy czekolada nie pomaga w nauce, skoncentrowaniu się? W dużych ilościach może szkodzić, fakt. Ale drożdżówki? Czemu drożdżówki? A bo dzieci grube.



Udało mi się z sukcesem przejść przez wszystkie etapy obowiązkowej edukacji i odkąd pamiętam najczęstszą formą drugiego śniadania w moim plecaku była ta zła, tłusta i śmiercionośna DROŻDŻÓWKA. Kilkanaście lat jedzenia drożdżówek (najbardziej lubiłem te z białym serem lub czekoladą - najbardziej tłuste) powinno zrobić ze mnie człowieka kulę. Kulę tłuszczu. Mało tego, w zamierzchłych czasach mojej podstawówki w dzikich latach dziewięćdziesiątych rytuałem powrotu ze szkoły (gdzie cała klasa jadła niezdrowe wypieki) była butelka trującej, słodkiej i lepkiej od cukru oranżady za pięćdziesiąt groszy. A w domu czekał obiad, pierogi (znowu z tłustym twarogiem) ze skwarkami, jajeczny makaron, tłuste mięsiwa. A na podwieczorek drożdżówka! Pamiętam nawet, że w podstawówce dzieci z najbiedniejszych rodzin w ramach pomocy (a pewnie ministerstwo edukacji czy inny organ władzy, który dba o tuszę uczniów o to zadbał) dostawały w szkole darmowe... drożdżówki. I tak sobie żarliśmy niezdrowo, owszem byli w klasie i grubsi, ale nie chorobliwie otyli. A zdrowe odżywianie się w tamtych czasach było chorą mrzonką. Chociaż mieszkaliśmy na wsi, większość produktów pochodziła z własnego podwórka, twaróg był tłusty a mleko miało zdecydowanie więcej niż 3,2%.
Dlaczego więc moje pokolenie nie wymiera aktualnie na choroby spowodowane otyłością i niezdrowym odżywianiem się, nie toczy się zamiast iść? Bo na wuef chodziliśmy ćwiczyć, nie zanieść zwolnienie, bo po szkole do nocy graliśmy w piłkę, nabijaliśmy kolejne kilometry na rowerach, spędzaliśmy każdą wolną chwilę aktywnie i na świeżym powietrzu, nawet przy -20 stopniach, bo na łyżwach człowiek się rozgrzewał. Nie siedzieliśmy pod kloszem i nasze matki nie wymyślały kolejnych bezglutenowych, bezcukrowych, bezsmakowych diet. ŻYJEMY, mamy po dwadzieścia kilka lat i nie zanosi na na nagły pomór.



Nie chcę, żeby mnie zrozumiano źle, zdrowa dieta jest ważna, sam odżywiam się w miarę zdrowo, ale nie jestem radykałem, dzieci nie mam (no dobra, mam jedno, ale nie mam) wiec się nie znam, ale mój brat wyrastał na moich oczach i na takiej samej diecie i też żyje. Wywalenie ze szkolnych sklepików syfiastych i chemicznych sztucznych produktów - TAK, pomysł z wycofaniem drożdżówek - CHORE. Przecież dzieci w drodze do szkoły mijają dziesiątki sklepów i mogą kupić, co chcą, bo pieniądze zwykle też mają jakieś, no chyba, że są wożone samochodami (a dupa rośnie).
Reasumując - we wszystkim trzeba znać umiar, a obowiązkiem rodziców jest wpajanie wiedzy o zdrowym odżywianiu się. Dzieci spuszczone z oczu i tak zrobią swoje, ważne żeby mając wybór między drożdżówką a paczką czipsów wiedziały co wybrać.
A teraz bijemy brawo dla pani ministry Kluzik-Rostkowkiej za szaleńczy bój w sprawie drożdżówek. Dobra robota!

6 komentarzy:

  1. Po pierwsze - od tłuszczu się nie tyje, więc jeżeli jadłeś tłuste mięsko i tłuste mleczko, to tylko dobrze dla Ciebie, bo testosteron pewnie w super formie.

    Po drugie - 50 lat temu :P, kiedy jeszcze byliśmy piękni i młodzi pszenica z której robiono drożdżówki nie była tak zmodyfikowana jak teraz. Teraz pszenica i mleko ze sklepu to największa trucizna. To ona, pszenica (i gluten) powoduje rozszczelnienie jelit, co za tym idzie alergie, choroby autoimmunologiczne i otyłość oczywiście.

    Po trzecie - czy teraz drożdżówka to ta sama drożdżówka? Nie sądzę. Masa spulchniaczy, aromatów, waNILINY...i innych dodatków, których nazw nawet ja nie powtórzę.

    Owszem. Zjedzenie od czasu drożdżowki nie sprawi, że od razu umrzemy, ale im mniej cukru i węgli prostych i w ogóle szczerze mówiąc węgli, tym lepiej dla organizmu i nie jest to wymysł głupich matek i dietetyków.

    Dietetycy w naszym świecie poelcają żywienie się węglami i małą ilością białka a jeszcze mniejszą tłuszczy - chudy drób, kanapeczka pełnoziarnista... przepis na nieszczęście. Ale to taka dygresja.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Justyna, dietetyk, który leczy choroby kliniczne, bo poleca jeść golonko i schabowego duszonego na smalcu z warzywami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za komentarz. Jak pisałem gdzieś na początku wpisu - nie znam się :) Więc jestem wdzięczny za kilka dietetycznych ciekawostek o których nie miałem pojęcia.

      Usuń
  2. btw. po kiego uja dzieciom kasa do szkoły? Bo rodzice są leniwi. Nie chce im się robić dziecku pożywnego śniadania do szkoły. Ja wstaje wcześniej żeby sobie i Omenowi zrobić śniadanie do pracy/szkoły, picie też ma zawsze "nasze" z domu, a nie jakieś chemiczne badziewia i żyjemy. Ja może nie odżywiam się extra zdrowo, ale pilnuję, żeby chociaż Omen wyrósł na zdrowego dorosłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci w wieku wczesnoszkolnym może i pieniędzy do szkoły nie biorą, ale ten zakaz sprzedaży drożdżówek i kawy dotyka również uczniów szkół średnich, często pełnoletnich i z pieniędzmi, które zarobili sami.

      Usuń
  3. Jak lata temu pochłaniamy drożdżówki później nie płaszczyliśmy cały dzień tyłków zmieniając krzesła komputerowego na telewizyjne tylko biegaliśmy po boisku, podwórkach i zastanawiając się gdzie pobiec i w co pograć ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Wszelkie zło z drożdżówek uchodziło z nas razem z potem na boisku i krwią ze zdartych kolan :)

      Usuń