Widok z wieży ratuszowej
Gmach Opery Lwowskiej
Cmentarz Orląt Lwowskich
A wszystko to przypomniało mi się po wczorajszym spacerze, kiedy to na obiad zawędrowaliśmy do restauracji właśnie ukraińskiej. Nie będę się wzbraniał przed reklamą, bo z całego serca polecam to miejsce. Restauracja Ukraińskie Smaki przy ulicy Francuskiej (Warszawa, od strony Ronda Waszyngtona), mała, przytulna, ze swojskim, ludowym wystrojem, bez przepychu, drewniane meble nasuwają skojarzenia z bieszczadzkimi chałupami. Obsługa, kiedy się rozkręciła bardzo miła i pomocna, kelner na początek zaproponował (podobno świeżo przyrządzony) barszcz ukraiński. Pomimo tego, że uwielbiam to danie dzięki babci Jarka (pozdrawiam i babcię i Jarka), aż tak głodny nie byłem i zdecydowałem się tylko na drugie danie. Współbiesiadnicy jednak zamówili barszcz i nie omieszkałem go spróbować, faktycznie - bardzo dobry i przy następnej okazji jeżeli będę w okolicy specjalnie na niego wstąpię.
Zastawa w Ukraińskich Smakach też oddaje klimat i o wiele przyjemniej niż z białego talerza się z niej je. Przynajmniej to moje subiektywne odczucie. Po barszczach na stół wjechały dania główne. Ja wybrałem żarke, wieprzowina z warzywami: ziemniakami, marchewką, cebulą, pieczarkami, groszkiem, wszystko cudownie pachniało czosnkiem i było obficie posypane zieleniną. Proste, obfite danie, nic wyszukanego, a do tego bardzo smaczne i podane w glinianej donicy.
Kolejnym daniem były czanachy, podobne do powyższego ale z wołowiną i fasolą, wołowina była bardzo dobrze przyrządzona, a przynajmniej kawałek, który udało mi się podkraść.
Na koniec słowo o pielmieni, wybrane zostały te z mięsem, oczywiście skosztowałem, ale tu nie chcę się wypowiadać, bo mi ani pierogi, ani krokiety z samym mięsem w środku nie smakują, więc powiem, że pielmieni były takie, jakie być powinny.
Po takim obiedzie trzeba się było czegoś napić. Ogromnym plusem jak dla mnie jest dostępność jednego z moich ulubionych piw - Obołoń, i to w kilku wariantach. A dla nie pijących napojów alkoholowych polecam importowaną z Ukrainy lemoniadę w puszcze.
Taka przypadkowa wizyta (mieliśmy iść na chińczyka) sprawiła, że na mapie miasta mogę zaznaczyć kolejne miejsce, do którego warto pójść i smacznie zjeść, a do tego przypomniały mi się moje ukraińskie wycieczki.
Jeżeli ktoś z was będzie w okolicy i będzie głodny (albo spragniony) z całą odpowiedzialnością polecam Ukraińskie Smaki, mam nadzieję, że też traficie na pyszne jedzenie i miłą obsługę.
"Importowana z Ukrainy lemoniada w puszce". Mój zmysł kolekcjonera się włączył. Warszawa, Ukraińskie smaki. Muszę się tam kiedyś pojawić!
OdpowiedzUsuńZapraszam, chętnie zaprowadzę :)
UsuńNazwę knajpki zapamiętam, bo podoba mi się forma podania - taka swojska, a jak jeszcze napisałeś, że faktycznie dobre, to chyba naprawdę warto zajrzeć tam podczas wizyty w Warszawie. Choć w najbliższych dniach, tygodniach, miesiącach się tam nie wybieram.
OdpowiedzUsuńNa Ukrainie nie byłam, jednak o Lwowie słyszałam same pozytywne słowa, więc chyba serio można się w nim zakochać. Nie wiem, muszę kiedyś spróbować! Choć nie mam paszportu ;/
Mój paszport się skończył parę lat temu niestety i od tej pory jakoś ciężko mi wyrobić nowy. Mam nadzieję, że kiedy zawitasz do warszawy, Ukraińskie Smaki ciągle będą serwować takie pyszności, a Ty dasz radę ich odwiedzić :)
Usuńooooo, wersja z wołowiną zdecydowanie bardziej mi się podoba. do tego jest tam fasola a ja kocham fasolę pod każdą postacią! będąc w Gruzji byłam zachwycona tym, że w każdej małej piekarni można było dostać bułkę z farszem z pasty z czerwonej fasoli.
OdpowiedzUsuńpodoba mi się również forma podania, jest taka swojska i można poczuć się jak w domu. postaram się adres zapamiętać, może jak będę w Warszawie uda mi się tam dotrzeć?
PS. zmieniłam adres bloga na http://pasazerkowy.blogspot.com więc w razie zainteresowania moimi kolejnymi wypocinami trzeba mnie jeszcze raz dodać do obserwowanych, lubianych itp ;)
UsuńZaraz poogarniam, co tam na pasażerkowym i ewentualnie polubię :P
UsuńCo do fasoli, to mieszkając w zagłębiu Pięknego Jasia po pewnym czasie można mieć dość grochu (ziemniaków też swego czasu nienawidziłem), a teraz od kilku lat mieszkając na swoim z dala od takich rarytasow uwielbiam wszystko w czym występuje fasola. Nawet ziemniaki mi smakują (w najzwyklejszej formie).