W życiu
pewne są tylko dwie rzeczy. I nie są to podatki i śmierć.
Pewnie każdy kojarzy serię The Sims i charakterystyczne coś
latające nad głowami postaci w grze. Mam wrażenie, że nad moją głową unosi się
wieli znak informacji turystycznej, pewnie jakiś neonowy i widoczny z bardzo
daleka. Utwierdzam się w tym przekonaniu przynajmniej kilka razy w tygodniu.
Może wyglądam na człowieka obytego i znającego topografię każdego miejsca w
Polsce, nie wiem, ale czasem jest to już męczące. I podobno przechodzi to ze mnie
na innych. Sytuacja z wczoraj, ścisłe centrum miasta X, siódma minut piętnaście
rano, mózg nie pracuje. Idę ja, idzie tłum innych osób i nagle widzę w tym
tłumie dwie śniade twarze, które biegną do mnie, a jakże. Excuse me, do you
speak english? Nie kurwa, jest siódma minut piętnaście rano i ja nawet po
polsku jeszcze nie potrafię, no ale podejmuję zabawę. Pada kolejne pytanie,
gdzie jest centrum miasta? Zbija mnie to trochę z tropu, bo jak pisałem właśnie
się znajdowałem w najściślejszym centrum, no ale siódma minut piętnaście rano,
droga mogła mi się pomylić, rozglądam się, nie no, wszystko się zgadza.
Odpowiadam, że tu. Pada kolejne pytanie, o centrum z hotelami, restauracjami.
Rozglądam się jeszcze raz, dla pewności, ciągle jestem w tym samym miejscu, na lewo
hotel, za plecami hotel, z przodu hotel, na całej prawej ścianie restauracje.
Tak się bawić nie będziemy. Odpowiadam, że na skrzyżowaniu trzeba skręcić w
prawo, a później znowu w prawo. Ta odpowiedź wywołuje uśmiech zadowolenia na
śniadych twarzach, proszą o wpisanie jeszcze nazwy ulicy w nawigacji. Tu pomimo
siódmej minut już osiemnaście rano wspiąć się na wyżyny intelektu i wpisać
jakąś ulicę, którą mogliby mniej więcej znaleźć po dwukrotnym skręceniu w prawo.
Rozstaliśmy się usatysfakcjonowani. Dlatego w wolnych chwilach czytam
przewodniki...
Drugim pewniakiem, który wkurwia mnie do granic możliwości
jest moja przypadłość na koncertach plenerowych. W ostatni piątek, jako że na
koncert wybrałem się sam mogłem przeprowadzać pewien eksperyment do woli.
Potwierdził się w każdym calu. Mianowicie chodzi o to, że gdziekolwiek nie
stanę zaraz z tłumu wychodzi sznur ludzi i ja stoję centralnie na ich ścieżce
więc trzeba mnie poobijać i poprzepychać. Ćwiczyłem to również w zeszłym roku z
Jarkiem i Agą, mogą potwierdzić. Tak więc w ramach eksperymentu stanąłem
najpierw bardzo z boku, daleko od wszystkiego, obok kilka grupek dwu do
pięcioosobowych, nagle dwadzieścia osób gęsiego, po kolei przepycha mnie z mojej
miejscówki, bo idą. Więc stanąłem w gęstszym tłumie, z którego po chwili też
jakieś dwadzieścia osób postanowiło wyjść trasą na której przypadkiem stoję ja.
Zmieniłem lokalizację, uzbroiłem się piwo, bo od nerwowego sapania i złorzeczenia
zasycha w gardle i znalazłem miejsce idealne. Kwadrat, pusty, ustawiłem się na
samym środku, po dziesięć metrów do najbliższych ludzi, stado biegnących w
szale słoni dałoby radę mnie ominąć, upiłem dwa łyki i oczywiście zostałem
popchnięty, przepchnięty i szturchnięty. Więc wlazłem w tłum i dałem sobie
spokój, inaczej nie będzie. I teraz nasuwa się pytanie, czemu tak jest? Może
jest jakaś zasada, o której ja nie wiem, że trzeba chodzić konkretnymi
ścieżkami, o których też nie wiem i są one w jakiś specjalny sposób znakowane?
Czy może jest to jakaś grupa moich stalkerów, która robi to specjalnie? Zacznę
się przyglądać ich twarzom. I czy tylko ja tak mam? W piątek idę na kolejny
koncert, już wiem, co mnie czeka.
Dziś na
koniec nie będzie żadnej nowej muzyki, bo niczego nie udało mi się ostatnio
odkryć. Poza tym stała się rzecz straszna. NIE MAM CZASU. I jest to najgorszy
stan jakiego udało mi się doświadczyć w życiu. Nie polecam. Stąd też długa
absencja tutaj.
Dawid, to przez na pewno przez samczy magnetyzm. Powiedz mi tylko, czy Ci wszyscy co tak lgną do Ciebie to chociaż fajne laski? :D
OdpowiedzUsuńI tu jest pies pogrzebany :p Ale w piątek zacznę prowadzić statystyki, no i w końcu patrzeć na twarze.
UsuńO ja, z krzesła spadłam czytając to :D
OdpowiedzUsuń