A i ja tam byłem, miód i wino piłem. Wróć, piwo piłem, bo na Warszawskim Festiwalu Piwa byłem. Niechcący poszedłem więc mało mam do powiedzenia, ale jak to zwykle bywa: nie znam się, to się wypowiem. Bo gdybym wiedział, że pójdę tam na sto pro, przygotowałbym się merytorycznie, zrobił rekonesans wśród wystawców, wiedział czego koniecznie spróbować. Nie żebym od miesiąca wiedział, że festiwal się odbędzie... Tak więc czułem się trochę jak dziecko we mgle, wśród stoisk, kranów, butelek i beczek, nie wiedząc na co się zdecydować.
Wśród wystawców były oczywiście browary, które znam i lubię, no ale trzeba było przecież spróbować czegoś nowego. Wybór padł oczywiście na mój ulubiony rodzaj piwa czyli Indian Pale Ale (IPA), który uwielbiam za jego gorzki smak i cytrusowe nuty. Ogólnie dla mnie piwo im bardziej gorzkie, tym lepsze. Pierwszym wyborem była IPA z dodatkiem aronii. Piw smakowych nie lubię, piwo z sokiem to zbrodnia, ale ostatnio posmakowało mi piwo z mirabelką więc liczyłem na podobne doznania. Zawód nr jeden: piwo smakowało jak baaaardzo rozwodniony sok.
To ciemne piwo nosiło nazwę Nafciarz Dukielski i tak, smakowało naftą, co było ciekawym doznaniem. Na kilka łyków, bo całej szklanki raczej bym nie wypił. Byliśmy na festiwalu w ilości sztuk czterech więc mogliśmy posmakować większej ilości browarniczych wyrobów na zasadzie wymiany (pozdrowienia dla Agi, Mirka i Jacka!).
Kolejny wybór padł na piwo o zachęcającej nazwie Jungle IPA. Dżungla, owoce, zimne piwo, brzmi pysznie. Smakuje niczym. Zwykłym koncerniakiem. Sorry, zawód nr dwa.
Tak, wiem, nie powinno się pić z plastiku, ale aż tak wielkiej potrzeby kupienia sobie pamiątkowej szklanki nie miałem. Trzecie i ostatnie piwo, znowu IPA, tym razem pszeniczna, Biała IPA chyba jej było. Z zestawu moich trzech najlepsza. W porównaniu do tego, co wypiłem w całej swojej karierze powiem, że zaledwie poprawne. Ale ja się na kraftowych piwach nie znam, moje opinie oparte są tylko i wyłącznie na moich wrażeniach smakowych.
Reasumując: impreza fajna, trwa jeszcze dzisiaj do 1 w nocy, gdyby ktoś był zainteresowany, to wszystko odbywa się na Stadionie Legii, a wejściówka kosztuje 10 zł, wybór bardzo duży, zakres cen, smaków, rodzajów i browarniczych wymysłów ogromny. Impreza w porównaniu do krasnostawskich Chmielaków, które odbywają się na świeżym powietrzu i są chyba największą imprezą tego typu w Polsce (albo były) wypada dużo lepiej właśnie z powodu piw rzemieślniczych, niszowych, no i klientela na wyższym poziomie. Ogólnie na plus. Na kolejny Warszawski Festiwal Piwa pewnie się również wybiorę.