Dzień dobry. Dziś znów muzycznie. Przez długi czas nie wpadło mi w ucho nic, co zrobiłoby na mnie wrażenie lub chciałoby w tym uchu zostać na dłużej, może szukałem zbyt mocnych doznań a zapomniałem o prostocie. I tak oto przypomniałem sobie o miłym, chilloutowym projekcie, który gdzieś kiedyś usłyszałem. I sobie słucham. I tak jak pisałem, bez urywania dupy, bez gęsiej skórki, bez wizualizacji w głowie. Po prostu miło, poprawnie, w takim letnio-nadwiślańskim klimacie na leżaku z butelką EB za 12 złotych.
Na początek prosiłbym o przesłuchanie chociaż jednej piosenki. Może nie na cały regulator, może nawet trochę ciszej niż normalnie słuchacie. Kto pali - niech zapali, kto lubi się patrzeć w ścianę - niech patrzy. Teraz czilujemy.
Bass Astral x Igo to polski projekt dwóch chłopaszków z Krakowa, jeżeli ktoś zna Clock Machine - to oni. Poszli w elektronikę i wyszło i bardzo dobrze. Nie ma się co rozpisywać, trzeba słuchać i promować.
TYSIĄC DZIEWIĘĆSET OSIEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
sobota, 19 sierpnia 2017
wtorek, 18 lipca 2017
Jak zrobić mi dobrze. Brzytwą.
Nie pamiętam jak wygląda moja twarz.
Twarz gładka, ogolona, naga! Noszę zarost tak długo, że nie jestem w stanie powiedzieć od kiedy. Pamiętam, że ostatni raz użyłem maszynki i pianki do golenia, kiedy mieszkałem w Lublinie, ale nie wskażę nawet, który to był rok. A nie, wróć, zagrajmy w skojarzenia, nie golę się na zero odkąd mam golarkę, golarkę kupiłem w Auchan, zakupy w Auchan robiłem, kiedy pracowałem w Medicine, w Medicine pracowałem w... rok przed przyjazdem do Warszawy, w Warszawie mieszkam 2,5 roku. OK, załóżmy, że nie goliłem się trzy lata. Odkąd posiadam golarkę/maszynkę do włosów (nie wiem jak to nazwać, robi brrrrrrrrrrr i ma wymienne nakładki z różną długością cięcia) zdarzało mi się ścinać zarost na najkrótszą możliwą długość w celu "dania odetchnąć skórze". Oczywiście w międzyczasie, kiedy zarost był długi nie robiłem z nim nic oprócz mycia. Nawet go nie czesałem i o dziwo w moim mniemaniu byłem posiadaczem pięknej brody. Czytelników o słabszych nerwach proszę o nie oglądanie pierwszego zdjęcia. Od razu nadmienię też, że wszystkie zdjęcia robione są przednią kamerą telefonu, stąd ich powalająca jakość, ale sens mojej wypowiedzi oddają. A więc na zdjęciu zobaczyć można stan mojej brody na czerwiec dwa lata wstecz. Pokazywałem się tak publicznie.
Po jakimś czasie ścinania tego siana doszedłem do wniosku, że można by to wymodelować, równolegle wpadłem też na pomysł czesania tego. Pierwszy raz machania golarką był straszny, drżąca ręka, skupienie, poziomica, suwmiarka, kątomierz, krzywiki i spirala Fibonacciego. I chyba wyszło, bo nikt nie powiedział, że nie. Łysy placek udało mi się wygolić chyba dopiero za drugim razem. No i tak oto się sam skracałem, modelowałem, układałem, w międzyczasie zacząłem swoje siano nawilżać olejkami, najpierw arganowym, ale śmierdział okrutnie, później jeszcze jakimś, ale śmierdział jeszcze bardziej, aż w końcu takim dedykowanym do brody i wspaniałym zapachu cedru. Niedawno dostałem też w prezencie mydło do brody o zapachu sosny, ale niestety moja skóra za bardzo go nie lubi. W każdym razie jak przystało na drwaloseksualnego człowieka, broda pachnie lasem! Osiągnąwszy jako taką praktykę w byciu własnym barberem przez jakiś czas wyglądałem tak:
Po pierwsze, bo pierwsze wrażenie jest najważniejsze ładnie pachnie, nie jak u fryzjera, ładnie wygląda, cegły i drewno zawsze na tak, fajni ludzie, kolorowi i mili. Po drugie - siadasz na fotel i słyszysz: kawa, herbata, woda? Jeżeli proponujesz mi kawę i do tego nie muszę jej zrobić sobie sam, to już mnie masz. Po trzecie nie będzie, bo tu zabieramy się do roboty, my, bo nad naszym przyszłym wyglądem pracujemy we dwójkę, ja i barber, mi trafiła się przeurocza pani barberka. Najpierw wywiad jak u lekarza, nie no żart, ale pytała jak się tym moim miedzianym skarbem zajmuję, przyznałem, że ogarniam to to sam, pani na to, że jak na samodzielne strzyżenie, to jest OK i w ogóle mam zadbaną brodę (CO MNIE ZDZIWIŁO TOTALNIE i miło mnie połechtało), po ustaleniu co chcemy osiągnąć przechodzimy do cięcia. czesanie, wcieranie olejku, cieniowanie, ja leżę, coś sobie rozmawiamy, włosy fruwają, miło. Potem w górę, siedzę, pani się bawi z każdym odstającym włosem, tu maszynką, tu nożyczkami, znowu smarujemy olejkiem, wcieramy, masujemy, mmmmmmm, bardzo miło! Kiedy odpowiednia długość została osiągnięta, przechodzimy do konturowania. Brzytwą. Nie był to mój pierwszy raz z tym narzędziem, aczkolwiek pierwszy raz z brzytwą na gardle. Pędzlowanie pędzlem jak mój dziadek! Ale bym zapomniał! Przed goleniem brzytwą na moim szpetnym ryju ląduje okład z gorącego ręcznika, temperatura na granicy mojego progu bólu, ale po sekundzie robi się błogo, mógłbym zasnąć. Chwila z ręcznikiem, walka ze snem i konturujemy. Jeszcze docinanie niesfornych włosów, jeszcze jakaś pomada, czesanie, mrrrr, (gdyby ktoś chciał, oddam brodę do czesania!) i gotowe! Nowy, piękny, pachnący, zrelaksowany ja! Chyba już rozumiem czemu baby lubią chodzić do fryzjera. Zaczynam odkładać szekle na kolejny raz. A o to efekt:
P.S. Można pisać, że i tak jest chujowo, że i tak jestem rudy więc nic nie pomoże, ale wolałbym jakbyście się zachwycali ze mną :)
Twarz gładka, ogolona, naga! Noszę zarost tak długo, że nie jestem w stanie powiedzieć od kiedy. Pamiętam, że ostatni raz użyłem maszynki i pianki do golenia, kiedy mieszkałem w Lublinie, ale nie wskażę nawet, który to był rok. A nie, wróć, zagrajmy w skojarzenia, nie golę się na zero odkąd mam golarkę, golarkę kupiłem w Auchan, zakupy w Auchan robiłem, kiedy pracowałem w Medicine, w Medicine pracowałem w... rok przed przyjazdem do Warszawy, w Warszawie mieszkam 2,5 roku. OK, załóżmy, że nie goliłem się trzy lata. Odkąd posiadam golarkę/maszynkę do włosów (nie wiem jak to nazwać, robi brrrrrrrrrrr i ma wymienne nakładki z różną długością cięcia) zdarzało mi się ścinać zarost na najkrótszą możliwą długość w celu "dania odetchnąć skórze". Oczywiście w międzyczasie, kiedy zarost był długi nie robiłem z nim nic oprócz mycia. Nawet go nie czesałem i o dziwo w moim mniemaniu byłem posiadaczem pięknej brody. Czytelników o słabszych nerwach proszę o nie oglądanie pierwszego zdjęcia. Od razu nadmienię też, że wszystkie zdjęcia robione są przednią kamerą telefonu, stąd ich powalająca jakość, ale sens mojej wypowiedzi oddają. A więc na zdjęciu zobaczyć można stan mojej brody na czerwiec dwa lata wstecz. Pokazywałem się tak publicznie.
Po jakimś czasie ścinania tego siana doszedłem do wniosku, że można by to wymodelować, równolegle wpadłem też na pomysł czesania tego. Pierwszy raz machania golarką był straszny, drżąca ręka, skupienie, poziomica, suwmiarka, kątomierz, krzywiki i spirala Fibonacciego. I chyba wyszło, bo nikt nie powiedział, że nie. Łysy placek udało mi się wygolić chyba dopiero za drugim razem. No i tak oto się sam skracałem, modelowałem, układałem, w międzyczasie zacząłem swoje siano nawilżać olejkami, najpierw arganowym, ale śmierdział okrutnie, później jeszcze jakimś, ale śmierdział jeszcze bardziej, aż w końcu takim dedykowanym do brody i wspaniałym zapachu cedru. Niedawno dostałem też w prezencie mydło do brody o zapachu sosny, ale niestety moja skóra za bardzo go nie lubi. W każdym razie jak przystało na drwaloseksualnego człowieka, broda pachnie lasem! Osiągnąwszy jako taką praktykę w byciu własnym barberem przez jakiś czas wyglądałem tak:
Zdjęcie drugie to świeżo umyta broda bez olejków i przesadnego czesania, zdjęcie zrobione tuż przed...
A piszę o tym wszystkim, bo dzisiaj pierwszy raz wybrałem się do profesjonalnego barbershopu i jestem tak zadowolony i podjarany, że chwalę się efektami na prawo i lewo. Mój best friend forever był u nich wczoraj i zrobili mu dobrze więc dzisiaj pobiegłem ja!Po pierwsze, bo pierwsze wrażenie jest najważniejsze ładnie pachnie, nie jak u fryzjera, ładnie wygląda, cegły i drewno zawsze na tak, fajni ludzie, kolorowi i mili. Po drugie - siadasz na fotel i słyszysz: kawa, herbata, woda? Jeżeli proponujesz mi kawę i do tego nie muszę jej zrobić sobie sam, to już mnie masz. Po trzecie nie będzie, bo tu zabieramy się do roboty, my, bo nad naszym przyszłym wyglądem pracujemy we dwójkę, ja i barber, mi trafiła się przeurocza pani barberka. Najpierw wywiad jak u lekarza, nie no żart, ale pytała jak się tym moim miedzianym skarbem zajmuję, przyznałem, że ogarniam to to sam, pani na to, że jak na samodzielne strzyżenie, to jest OK i w ogóle mam zadbaną brodę (CO MNIE ZDZIWIŁO TOTALNIE i miło mnie połechtało), po ustaleniu co chcemy osiągnąć przechodzimy do cięcia. czesanie, wcieranie olejku, cieniowanie, ja leżę, coś sobie rozmawiamy, włosy fruwają, miło. Potem w górę, siedzę, pani się bawi z każdym odstającym włosem, tu maszynką, tu nożyczkami, znowu smarujemy olejkiem, wcieramy, masujemy, mmmmmmm, bardzo miło! Kiedy odpowiednia długość została osiągnięta, przechodzimy do konturowania. Brzytwą. Nie był to mój pierwszy raz z tym narzędziem, aczkolwiek pierwszy raz z brzytwą na gardle. Pędzlowanie pędzlem jak mój dziadek! Ale bym zapomniał! Przed goleniem brzytwą na moim szpetnym ryju ląduje okład z gorącego ręcznika, temperatura na granicy mojego progu bólu, ale po sekundzie robi się błogo, mógłbym zasnąć. Chwila z ręcznikiem, walka ze snem i konturujemy. Jeszcze docinanie niesfornych włosów, jeszcze jakaś pomada, czesanie, mrrrr, (gdyby ktoś chciał, oddam brodę do czesania!) i gotowe! Nowy, piękny, pachnący, zrelaksowany ja! Chyba już rozumiem czemu baby lubią chodzić do fryzjera. Zaczynam odkładać szekle na kolejny raz. A o to efekt:
Ja jestem pod ogromnym wrażeniem perfekcji barberki, pod wrażeniem wyglądu mojej brody, pod wrażeniem tego, co czułem na fotelu i POLECAM całą swoją brodą. TU!
P.S. Można pisać, że i tak jest chujowo, że i tak jestem rudy więc nic nie pomoże, ale wolałbym jakbyście się zachwycali ze mną :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)