czwartek, 22 grudnia 2016

Czas powrotów, magiczne święta, bleh

Wieś. 190 kilometrów i trzy godziny jazdy przeniosło mnie na łono ojcowizny, spokoju, relaksu i nielimitowanego dostępu do kawy. Pies się ucieszył, wcześniej zdążył przytyć więc mogę się nim zasłaniać. W ostatecznej rozgrywce wybrał przekąski, które widzi codziennie, miast mnie, którego widział rok temu. W sumie to też wolę jedzenie od ludzi. Pierwszy zgrzyt z domownikami pojawił się już w progu.
- O! - Cześć! - Miałeś być jutro - Dzisiaj - Jutro - Dzisiaj - Jutro - Dzisiaj - Jutro - Dzisiaj - Jutro - Dzisiaj - Może źle zrozumiałem, to twój brat przyjeżdża jutro - W PIĄTEK! - Aha, głodny jesteś? - No, nic od rana nie jadłem - A myśmy właśnie wszystko zjedli, nie wiem co ci dać...
Później oglądaliśmy Trudne sprawy z dodatkowym komentarzem na żywo. Wieś się zmieniła przez ten rok. Pod sklepem nie powitały mnie komentarze stałych bywalców z butelkami piwa w rękach, kościół nie ma kawałka płotu i ktoś genialnie wymyślił, że pewnie fajnie będzie wyciąć ponad stuletnie lipy, zegary na wieży mają podświetlane cyferblaty, trochę jak takie duże, fluorescencyjne zegarki z aliekspress. Wieś jarzy się też ozdobami świątecznymi, na wzór wielkomiejski na dwóch latarniach świecą się śnieżynki, a w parku, z którego kilka lat temu też wycięto największe drzewa po oczach bije białe światło światełkowej fontanny i czegoś jeszcze. Później było ciemno, ale zauważyłem puste miejsce w miejscu, gdzie kiedyś były chaszcze, duże drzewa, a jak miałem lat kilka scena i wiejskie festyny i kiełbasa z grilla. Pewnie też wszystko wycięli. Znalazłem dwa plusy, choinka jest już ubrana, a ja wyspałem się jak nigdy! Znając życie od teraz będzie ciekawiej, stay tuned!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz